Od dziś sam będę prał moje rzeczy!

Jak w tytule.

Rzekł do mnie pewnego słonecznego przedpołudnia  w kuchni przy porannej kawie spokojnym tonem i z uśmiechem na twarzy mój Wtedyjeszczemąż:

– Od dziś sam będę prał moje rzeczy, bo Ty robisz to niestarannie.

Przykro mi się zrobiło jak nie wiem co, bo akurat pranie zawsze uważałam za jedną z moich ulubionych dyscyplin: zazwyczaj wiedziałam, jakie plamy wywabiać sodą, do czego użyć cytryny, wody utlenionej czy nawet WD-40. Wyjmowanie czystych rzeczy z bębna zawsze sprawiało mi niezdrową radość.  A tu masz!

No ale z drugiej strony faktem było, że pracowałam na etacie, dorabiałam sobie na drugim etacie, miałam pierdyliard obowiązków zawodowych wykraczających poza grafik, matkowałam, jako jedyna domowniczka władająca biegle językiem autochtonów układałam nasze życie od strony administracyjnej, jeździłam na konferencje i kończyłam doktorat… Naprawdę nie miałam czasu, aby, wzorem teściowej, prać te cholerne skarpetki oddzielnie i dorzucałam cichaczem czarne stópki do czarnego prania. Myślałam, że nikt nie widzi. Ale widział. W przerwie między czytaniem książek, oglądaniem telewizji i spacerami musiał dostrzec wirującą radośnie w bębnie wśród sportowych ciuchów skarpetkę, bo rzekł:

– Od dziś sam będę prał moje rzeczy, bo Ty robisz to niestarannie.

Wiecie jakie to uczucie, kiedy wydaje Wam się, że jesteście w czymś mocni, a tu nagle ktoś sprowadza Was do parteru? Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia wywabiacie plamę z obrusu teściowej, z którą nie poradziła sobie ani ona, ani pralnia chemiczna pod domem. Myślicie, że jesteście Mistrzami Świata. A tu bach! Ktoś dziękuje Wam za współpracę. Odbiera tytuł i nara.

I zrobiło mi się przykro, ale nie potrafiłam wytłumaczyć dlaczego. Pokiwałam  więc tylko głową, że się zgadzam.

To było kilka ładnych lat temu. Dziś już nie jestem jego żoną, a on nie jest moim mężem. Przypomniałam sobie tamten epizod  (a jakże!) wkładając pranie do bębna. I pomyślałam:  dlaczego ja cię wtedy, chłopie, w tej kuchni i w promieniach słonka nie zrównałam z ziemią? Jak to będziesz prał „swoje rzeczy”? A moje? A dziecka? Siedzisz na urlopie wychowawczym i nic nie robisz, dzieckiem zajmuję się ja/babcia/przedszkole, nawet śmieci nie wyniesiesz, bo mówisz, że masz podwykonawcę i zlecasz to twojej matce! Egoisto pieprzony, zacznij mi pomagać, zacznij mnie dostrzegać, zacznij współpracować, bo jak nie to się rozstaniemy, a potem opiszę Cię na blogu!”. O! Dziś, jako kobieta dojrzała (chyba…), uważam, że od mężczyzn trzeba wymagać: dużo, od początku i bezustannie. Nie dlatego, że chcemy sobie coś udowodnić, lecz dlatego, że facet spoczywający na laurach przestaje być dla nas atrakcyjny (choć jemu może się wydawać zupełnie odwrotnie).

Epilog: spotkali się w święto o piątej przed kinem. Przez przypadek oczywiście. Ona miała na sobie śnieżnobiałą sukienkę i czarne szpilki. On koszulkę polo Lacoste w kolorze białej skarpetki zagubionej wśród czarnych legginsów w temperaturze 60 stopni z praniem wstępnym, a  która to koszulka w minionym życiu tzn. dopóki ona ją prała, była śliczna, pastelowa.

Poważna optymistka, będąca gdzieś w pół drogi między trzydziestką a czterdziestką. Matka dwóch nieziemsko wspaniałych córek. Zmęczona czytaniem lukrowanych blogów o radosnym macierzyństwie.

Close