„Wybacz mi, Boże, byłam niemądra”

Przyznać się, kto z Was nigdy nie był świadkiem przemocy domowej. Nigdy nie widzieliście mężczyzny trzymającego podniesioną dłoń nad twarzą kobiety? Nigdy żadnej matki szarpiącej i uderzającej swoje dziecko na ulicy? Ani razu nie słyszeliście awantury za ścianą mieszkania czy hotelowego pokoju? Płaczu na schodach? Nigdy nie mijaliście kobiety noszącej w pochmurny dzień ciemne okulary?

 

Zacznę spokojnie i przewrotnie: znana i szanowana blogerka kilka dni temu wspominała o częstych mailach od młodych mężatek, które piszą do niej mniej więcej tak: „Wyszłam za mąż i muszę się nauczyć organizacji, żeby być dobrą żoną i matką”…  Bo tak to jakoś w naszym kręgu kulturowym się utarło  i wielu środowiskach pokutuje do dziś, że kobiety w małżeństwie powinny być  męczennicami, wiecznie uśmiechniętymi cierpiętnicami i strażniczkami domowego ogniska. I przede wszystkim powinny być posłuszne. Nie mają prawa narzekać. Nie mają prawa się skarżyć. Nie ma także prawa zdarzyć im się wtopa w postaci plamki na krawacie męża, spóźnionego obiadu, zaśniedziałych sztućców lub pajęczyny w kącie na suficie. A jeśli się zdarzy?

Jeden z możliwych scenariuszy rozwija komiks „Kwaśne jabłko”. Uczciwie uprzedzam: rzecz dla czytelników o mocnych nerwach.  Historia, jaka może zdarzyć się zawsze i wszędzie. I zdarza – według statystyk nierzadko. Może właśnie teraz za ścianą moją lub Twoją?  Historia, która, zgodnie z tradycjami komiksowego gatunku, zasługuje na happy end. W rzeczywistości jednak superbohater, który odwróciłby bieg zdarzeń, katu wymierzył karę, ofierze oddając sprawiedliwość, nie nadchodzi.

 

Jabłko dla najpiękniejszej

O męża trzeba dbać. O względy męża należy zabiegać. O potrzebach męża należy pamiętać. Bez względu na wszystko. Przekonuje się o tym bohaterka komiksu „Kwaśne jabłko” autorstwa Jerzego Szyłaka i Joanny Karpowicz – skromna i głęboko wierząca nauczycielka języka polskiego, która każdego wieczoru zwykła dziękować Stwórcy za niedawno poślubionego mężczyznę. Czuje się wyjątkowa, wybrana i kochana. Oprócz przystojnego i wykształconego męża ma także ładne mieszkanie, dobry seks i plany na przyszłość. Nie widać co prawda przyjaciół, do których mogłaby się zwrócić w krytycznych momentach. Liczyć nie może także na rodziców. Ma za to pracę w szkole, a potrzebę przynależności do wspólnoty realizuje wraz z mężem w kościele parafialnym. Głęboka wiara nakazuje jej szukać w samej sobie winy za wszelkie zło, które ją spotyka. W tych jakże sprzyjających warunkach powoli  nakręca się spirala przemocy domowej. Mąż coraz odważniej poczyna sobie w swoich zapędach, zaś wychowana w duchu posłuszeństwa i odpowiedzialności żona w przerażającym milczeniu godzi się na wszystko.

 

Mocne uderzenie

„Bił długo i metodycznie” – te trzy słowa padają w „Kwaśnym jabłku” kilka razy. Część czytelników może tylko próbować sobie wyobrazić, ile kryje się za nimi fizycznego i psychicznego bólu, cierpienia i upokorzenia. Część czytelników niestety nie musi sobie wyobrażać… Komiks w zwięzłej formie obnaża okrutny mechanizm. Znamienne, że kobieta, której dotyka przemoc, traci poczucie własnej wartości i nie stara się szukać pomocy oraz zawalczyć o siebie, a w dalszej perspektywie także o własne potomstwo. Woli zerwać kontakt z rodzicami niż opowiedzieć im o domowym dramacie. W pracy ukrywa siniaki pod grubą warstwą podkładu. Wychodząc na ulicę wkłada ciemne okulary. Wstyd i poczucie winy nie pozwalają przyznać się przed kimkolwiek do tego, co ją spotyka. Skąd milczenie ofiary? Podczas lektury „Kwaśnego jabłka” przychodzą do głowy dwa powiedzenia: o złym ptaku kalającym swe gniazdo oraz owiane złą sławą „Nie mów nikomu, co się dzieje w domu”. Jak wytłumaczyć bierność? Z jednej strony syndrom sztokholmski. Z drugiej głęboka wiara nakazująca bezwzględne posłuszeństwo wobec męża nawet po tym, jak bohaterka w wyniku pobicia traci dziecko. Oprócz strachu i zależności emocjonalnej za postawą bohaterki stoi zapewne także przemoc ekonomiczna, której co prawda autorzy „Kwaśnego jabłka” nie wyeksponowali, biorąc jednak pod uwagę wykształcenie i sytuacje zawodowe małżonków można domyślać się jej skali.

 

Zakazany owoc?

Komiks „Kwaśne jabłko” powstawał długo. Jeśli wierzyć zapewnieniom twórców, droga od pomysłu po wykonanie trwała kilka lat i usiana była wątpliwościami co do sensu realizacji przedsięwzięcia tak przesiąkniętego brutalnością. Moim zdaniem komiks był bardzo potrzebny. W zwięzły i dosadny sposób autorzy dotykają kilku tematów tabu. Na plan pierwszy wysuwa się oczywiście przemoc w związku, ale w tle pojawia się także gwałt małżeński, problem podmiotowości kobiety, alkohol, uzależnienie od kata (syndrom sztokholmski), osamotnienie ofiary przemocy, upokorzenie, brutalność języka, niemożność działania, religijna podbudowa milczenia w obliczu krzywdy oraz pragnienie kobiecej solidarności.

 

Jak odpowiedzieliście na zadane na początku tekstu pytania? Gdyby ktokolwiek wątpił w skalę przemocy przedstawioną przez duet Szyłak- Karpowicz,przypomnę, że „Kwaśne jabłko” ukazało się mniej więcej pół roku po tym, jak światło dzienne ujrzał wieloletni dramat Karoliny Piaseckiej, żony powszechnie szanowanego radnego PiS z Bydgoszczy. Problem przemocy domowej istnieje i należy o nim mówić. Dlatego właśnie „Kwaśne jabłko” to pozycja ważna i potrzebna.

Jerzy Szyłak, Joanna Karpowicz, „kwaśne jabłko”, Wyd. Timof, Warszawa 2017

 

Zainteresował Cię artykuł? Kliknij „Lubię to”, podaj dalej, podyskutuj lub polub fanpage na facebooku. To, co dla Ciebie jest tylko kliknięciem, dla mnie jest ważnym sygnałem, że moje pisanie ma sens. A to z kolei bardzo motywuje 🙂

Poważna optymistka, będąca gdzieś w pół drogi między trzydziestką a czterdziestką. Matka dwóch nieziemsko wspaniałych córek. Zmęczona czytaniem lukrowanych blogów o radosnym macierzyństwie.

Close