To ja. Narcyz się nazywam

„Mogłabym Ci tę historię przedstawić w stylu melodramatycznym. Nieźle by też pewnie wypadła w wersji podwórkowej, przerywana soczystymi kurwami. Ja jednak opowiem tak, jak ją dzisiaj czuję.

Nie wchodź w związek z egoistą, nie mając pewności, że jesteś wystarczająco silna! Nie łudź się, że będziesz skuteczniejsza niż Twoje poprzedniczki i go zmienisz. Nie powtarzaj sobie, że Twoja historia skończy się inaczej. Bo finał zawsze jest klasyczny

Najpierw będzie cudownie: rozmowy, wyjścia, wyjazdy, kina, kolacje, festiwale. Pełna współpraca przy podejmowaniu wszelkich decyzji – zarówno tych dotyczących koloru koszuli, jak też zakupu śmietany w Biedronce. Niesiona na skrzydłach motyli tłukących się w Twoim brzuchu masz ochotę rzucić dla niego wszystko. Potem zaczniesz podejrzewać, że jesteś tylko kelnerką na bankiecie jego życia i będziesz zastanawiać się co się stanie, jeśli pewnego dnia nie będziesz mogła wstrzelić się w jego terminarz. Zanim zdążysz zgłębić temat, Twoim światem wstrząśnie odkryta przypadkiem zdrada – bo on nie z tych, co przepuszczają okazje. Potem będzie  kajanie się, zaklinanie… I tak kilka razy. Ty będziesz rzygać ze stresu, on będzie się świetnie bawił gdzieś daleko, przekonany, że nic mu nie zrobisz, a kolacja i kwiaty załatwią sprawę. Gdy któregoś dnia w Twoim życiu coś runie i będziesz potrzebowała oparcia, on wspaniałomyślnie zabierze Cię z sobą na planowane od dawna targi branżowe (no jak to nie poświęcił Ci czasu? Przecież poświęcił!). Gdy nie będziesz postępowała zgodnie z jego oczekiwaniami, obrazi się i spotka Cię surowa kara: zacznie odnosić się do Ciebie z wyższością, rozmowę zakończy chłodnym „do widzenia”, po wyjściu z teatru nie odwiezie Cię do domu….

Oniemiejesz na chwilę nie rozumiejąc jak to możliwe, że Ty mu tyle wybaczyłaś, a on traktuje Cię w ten sposób. Będzie za Tobą chodziła Chylińska szepcząca do ucha: kiedy powiem sobie dość… Będziesz pewna, że to już niedługo, ale nie wybaczyłabyś sobie, gdybyś mu nie dała po tym wszystkim kolejnej ostatniej szansy. Gdy będziesz snuła się jak cień, nie mogąc spać po nocach, zacznie mu przeszkadzać, że nie masz w sobie dawnej radości życia. Dorzucisz to do sterty przytyków pod Twoim adresem, przestaniesz wierzyć w siebie, coraz częściej podczas coraz rzadszych rozmów z nim będziesz płakać, próżno licząc na to, że przytuli Cię i powie :”porozmawiajmy jak ludzie”. Nie zapyta o antydepresanty, które musiałaś zacząć łykać, nie będzie go obchodziło jakie, na jak długo i dlaczego. Nie zapyta: „jak mogę Ci pomóc”. Nie powie: „znajdźmy najlepszego specjalistę, który Ci pomoże”. To w końcu Twój problem, nie jego.  O tym, że jesteś w ciąży, dowie się przez telefon – nie będzie miał bowiem chwili, aby się z Tobą spotkać. Będzie co prawda wpadał na badania USG, aby popodglądać sobie Młodego, ale kiedy niespodziewanie wylądujesz w szpitalu, przez dwa dni nie odbierze telefonu, zajęty firmowym eventem. Nie będzie wychwalał Cię za  kącik dziecięcy, za łóżeczko, które sama kupiłaś, wniosłaś i złożyłaś. Nie skomentuje wyprawki, którą kompletowałaś samotnie w zaawansowanej ciąży. Skoro poradziłaś sobie z tym wszystkim, musisz być w świetnej formie i dlatego nie będzie widział nic niestosownego w poproszeniu Cię miesiąc przed rozwiązaniem o skoszenie mu trawnika.

Ojcem będzie dobrym i Młodego kochał będzie nad życie! Gorzej z Tobą… Zostaniesz sprowadzona do roli mamki i guwernantki, która ma od czasu do czasu dostarczyć oporządzone i nakarmione pacholę, aby cieszyło jaśniepana, a przy tym w niezbyt dużym oddaleniu pozostać, w razie gdyby maluchowi dobry humor przeszedł. Nie licz, że ktoś będzie Ci współczuć, że od dawna całymi dniami siedzisz z dzieckiem w domu. Nie oczekuj, że dostaniesz wsparcie w powrocie na rynek pracy. Wszystkie Twoje inicjatywy, takie jak spektakularna posada w spektakularnej instytucji czy choćby żłobek spotkają się z veto. Dowiesz się, że nic nie umiesz, nic Ci się nie uda, a o własnym biznesie zapomnij, bo i tak nie wyjdzie. Nadajesz się co najwyżej do tego, aby zorganizować wakacje z margrabią. Ale gdyby czasem okazało się, że dwa dni przed wyjazdem ty i junior wylądujecie na antybiotykach, wielmożny tatuś przedziwnym zbiegiem okoliczności nie dostanie zaklepanego wcześniej na wakacje urlopu, który teraz musiałby poświęcić na opiekowanie się wami. Więc jakby się zachciało chorować, to proszę liczyć na siebie.

Nawet nie zauważysz, kiedy dasz sobie prawo do kłamania, zdradzania, walenia na oślep… On tyle razy zadał Ci ból, że przestaniesz widzieć powód dla którego miałabyś nie postępować z nim tak samo. Potem dowiesz się, że taka wiecznie zrzędząca i roszczeniowa jędza jak Ty nie zasługuje na szacunek. Pewnego dnia spojrzysz za siebie i zobaczysz jak niewiele zostało z tej dziewczyny ufnej i radosnej, wierzącej, że najważniejsze rzeczy są jednocześnie najprostsze.

Ciążyć będzie Ci świadomość wszystkiego, co poświęciłaś dla tego faceta. Coraz gorzej będziesz znosić wytykanie Ci przez człowieka, który sam z siebie nie dał niemal nic, że  wszystko to Twoja wina. Pewnego dnia nie znajdziesz w sobie siły, by ponownie obrócić wszystko w żart. Przybije Cię kolejne z pozoru błahe kłamstwo, kolejna kłótnia z pozoru taka sama jak poprzednie, kolejny rozdmuchany problem typu „Na kartce chcę być podpisany obok syna, a nie obok Ciebie”. Szukać będziesz choć cienia tej miłości, o której tyle słyszałaś, gdy klęczał przed Tobą przepraszając za swe kolejne ekscesy. Ta, co miała być cierpliwa i łaskawa, okazała się dobra tylko na dobre czasy. Gdy założy białe rękawiczki i powie, że wizerunek dobrej matki tworzysz wyłączni pod publikę, a tak naprawdę niewiele ma on wspólnego z rzeczywistością, zrozumiesz, że coś się skończyło. Nie znajdziesz w sobie sił na kolejne spotkanie i na kolejną rozmowę. Gdy będziesz wypatrywała śliskich parapetów w okolicznych wieżowcach, zadzwoni do Ciebie niespodziewanie. Naiwnie odbierzesz licząc, że pojął . I on rzeczywiście potwierdzi, że pojął. Że wie, co się z Tobą dzieje, że zna stawkę, że wie o co walczysz. I że tylko dziecka mu trochę szkoda w tym wszystkim. A potem doda, że wie także, że robisz to specjalnie, aby coś tam mu utrudnić. I że świadomość tego tak go boli, że aż źle spał ostatniej nocy.

I wtedy zrozumiesz, że są już tylko dwa wyjścia: skoczyć lub zawrócić.

Gdybyś kiedyś się łudziła, że może jednak… – wróć do tego wpisu.

Mówię Ci, nie ma sensu wiązać się z egoistą…”

Poważna optymistka, będąca gdzieś w pół drogi między trzydziestką a czterdziestką. Matka dwóch nieziemsko wspaniałych córek. Zmęczona czytaniem lukrowanych blogów o radosnym macierzyństwie.

Close