Pochwała chaosu

Poszłam do Netto po proszek – wróciłam z girlandą świetlną cotton balls. Zamiast pracować zrobiłam kawę, odpaliłam FB. Rzut oka na wall jeszcze dotkliwiej niż poranne zakupy uświadomił mi, że krokami wielkimi zbliża się koniec roku: sezon na kalendarze, terminarze, organizery i planery oficjalnie uważam za otwarty. Jakoś tak się dzieje, iż w tym okresie większość z nas daje się zbałamucić obietnicy szybciutkiego i sprawnego uporządkowania pogmatwanego jestestwa za pomocą odpowiednio prowadzonej agendy, kolorowych karteczek (najlepiej takich, które sama sobie zaprojektujesz!) i ociekających energią haseł motywacyjnych  wiszących na lodówce. Takie czasy – metoda projektu coraz zuchwalej panoszy się na różnych płaszczyznach naszego życia. Idziesz na rozmowę o pracę, a tam pytają Cię, gdzie widzisz siebie za 5 lat. Wgryzasz się w szkolenie tylko po to, by usłyszeć, że zarządzając z wirtuozerią swoim czasem, możesz wycisnąć z siebie jeszcze więcej. Matka Boska Chodakowska wyrzuca Ci, leniuchu jeden, że gdybyś wstawała jeszcze wcześniej, zrobiłabyś pośladki a la Kim Kardashian. Zwierzasz się matce/przyjaciółce/sąsiadce, że wszystko Ci się w życiu wali, a ta karmi Cię odwiecznym: „no ale jak ty to sobie dalej wyobrażasz?”

A Ty najniespokojniej w świecie sobie nie wyobrażasz. Nosz k***a, po prostu NIE i już! Nie wiesz, co będzie za tydzień, za miesiąc, za rok… Bo właśnie odeszłaś od męża. Lub/bo on koi smutki w ramionach młodej księgowej. Bo musisz szybko zmienić mieszkanie. Lub chciałabyś bardzo, ale, cholerka, nie możesz! Bo kolejny poważny związek okazał się niepoważny. Bo odnalazłaś swą bratnią duszę w odległej Kanadzie. Bo straciłaś pracę, a kredyt sam się nie spłaci. Bo jesteś zmiażdżona lekarską diagnozą. Bo właśnie wygrałaś w totka. Lub ktoś wyczyścił Ci konto. Bo On znów zmarnował ostatnią szansę. Bo czekasz na spotkanie z Jeszcze Mężem w sądzie rodzinnym. Lub wspominasz go ciepło pisząc apelację. Bo praca Twoich marzeń mami Cię gdzieś za granicą. Bo wydaje Ci się, że musisz coś zmienić, ale nie wiesz jak się za to zabrać. Bo podejrzewasz, że to depresja. Bo właśnie zobaczyłaś dwie kreski na teście. Lub chciałabyś zobaczyć. Lub widzisz znów jedną, mimo, że jeszcze niedawno były dwie. Bo wszystko lub prawie wszystko to naraz. Bo, bo, bo… Tak czy owak zamęt w Twojej głowie nie pozwala Ci wybiegać myślami w pierwszy kwartał przyszłego roku. Ba! Ty nawet nie wiesz, co będzie jutro na obiad. Masz tak?

Nie Ty jedna. To, że nie jesteś w stanie planować nie oznacza, że jesteś leniwym babsztylem. Zamęt w Twoim życiu nie czyni z Ciebie automatycznie bałaganiary, a epatujące dziewiczą czystością strony terminarza nie oznaczają, że nic się u Ciebie nie dzieje. Na pocieszenie pomyśl sobie, że masz nieprzyzwoicie ostrą konkurencję w walce o tytuł Ch*jowej Pani Swojego Czasu. Nie tylko Ty patrzysz bezradnie każdego dnia na rozrzucone chaotycznie skarpetki, zabawki, przemyślenia i pomysły. Nie wiesz co z tym zrobić?

Odetchnij. Odpuść sobie trochę. Jak mawiają mędrcy – przyjdzie czas, przyjdzie rada. Po co obsesyjnie martwić się na zapas? Przeszłości nie zmienisz. Przyszłość jest daleka i niepewna. Nie wiesz, co przyniesie. Skup się na tym, co tu i teraz – to dobrze robi. Czasem jest potrzebne. Pamiętaj, że większość zmian wiąże się ze zburzeniem starego ładu i porządku. Powiem Ci coś: w moim życiu chaos totalny zapanował trzy, może cztery razy. Za każdym razem była to straszna zawierucha – taka, której nie sposób powstrzymać. Ale w oku cyklonu zazwyczaj jest spokojnie… Gdy się rozwodziłam, gdy decydowałam się na samotne macierzyństwo, nie zastanawiałam się w ogóle jak wpłynie to na moje życie za lat dziesięć. Wiedziałam za to, że na ten moment nie widzę lepszego wyjścia (choć dostrzegałam kilka innych). I podczas gdy z wielkim hukiem waliły się stare struktury mojego świata, ja skupiłam się na tym, by przebrnąć przez kolejne dni: znaleźć kogoś, kto mi dziecko ze szkoły odbierze, spędzić ciekawie weekend, wymienić akumulator w aucie, nie zaniedbać zbytnio pracy, wezwać hydraulika… Tyle. Na więcej nie starczało czasu i siły. Gospodarka planowana musiała poczekać na lepszą koniunkturę.Przerażonym moim losem ciotkom tłumaczyłam, że jestem zdrowa, sprawna, mądra i mam jakieś tam doświadczenie zawodowe, więc nie biorę w ogóle pod uwagę sytuacji, że zostaję bez pracy, że nie mam gdzie mieszkać i za co żyć. I może było to nieodpowiedzialne, że tak spokojnie pozwoliłam, aby Wielki Bajzel wkradł się do mojego dorosłego, poukładanego życia. Ale też za każdym razem wyszło z tego ostatecznie coś dobrego. Lepszego.

Pamiętasz szkolne lektury? Jeśli przeraża Cię, że nad tyloma rzeczami nie panujesz i jakoś nie potrafisz uwierzyć w to, że kiedyś wszystko jakoś się poukłada, przypomnij sobie pierwsze słowa „Mitologii” Parandowskiego (te, tłumaczące początki świata pełnego bogów, herosów, wina i ambrozji).

Poważna optymistka, będąca gdzieś w pół drogi między trzydziestką a czterdziestką. Matka dwóch nieziemsko wspaniałych córek. Zmęczona czytaniem lukrowanych blogów o radosnym macierzyństwie.

Close