Jak zmieni(ło) Cię rozstanie, czyli 4 rzeczy, na które nie jesteś w stanie się przygotować

 

 

Jeśli masz dwójkę z przodu, zero dzieci na koncie, poukładane sprawy majątkowe i dojrzałego partnera, który potrafi rozstać się z klasą, masz szczęście. Jeśli jest inaczej – czytaj dalej.

Mówili mi, że rozwód to trauma. Że to doświadczenie nieodwracalnie zmienia człowieka. Że jest pranie brudów, że stres, że pierdyliard pretensji… Kłamali! Mój rozwód był spokojny, o czym chyba pisałam gdzieś wcześniej. Dopóki było dobrze, było dobrze.  Ale kiedy kilka lat później na tapecie pojawiły się alimenty, próba odebrania dziecka i ustalanie kontaktów, polały się strumienie pomyj i nagle wszystkie chwyty stały się dozwolone. Moim udziałem stało się doświadczenie nieobce wielu rozstającym się kobietom – prędzej czy później. Jaką cenę płacimy za wyjście ze związku?

Nic już nie będzie takie samo

Moje koleżanki, które by pogadać przy kawie na kilka chwil wyrwały się ze swych szczęśliwych związków,  twierdziły, że jestem bardzo silna. Nieprawda. Tylko dobrze się maskowałam. Potyczki z byłym mężem przypłaciłam wstydliwym epizodem depresyjnym – oto nagle ja, ambitna i zaradna, przez pół roku funkcjonowałam jako tako tylko dlatego, że telefon przypominał mi, że pora łyknąć dropsy. Płakałam bez powodu, przesypiałam całe dnie i zmuszałam się do stwarzania pozorów, że na czymkolwiek mi zależy. Dałam radę – nie miałam wyjścia. Ale, przyznam szczerze, miałam o tyle komfortową sytuację, że nie musiałam zaprzątać sobie głowy pracą. Gdy dziś myślę o tamtym czasie, mam w pamięci lukę, nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnego istotnego wydarzenia. Widzę tylko rozmowy, które wytrącały mnie z równowagi i siebie leżącą na łóżku, wpatrzoną w sufit i przerażoną wizją sądowej konfrontacji, która staje się nieunikniona, a na którą absolutnie nie jestem gotowa. Gdzieś w tym wszystkim zatraciła się delikatność, subtelność i naiwna wiara w ludzkie relacje. Nawet nie zauważyłam, kiedy pokryłam się grubym pancerzem. Zmieniło się też postrzeganie świata. Jak by to najlepiej opisać? Stracił łagodne kształty, krawędzie wyostrzyły się, rysy nabrały wyrazistości. Przekonałam się, jak łatwo się skaleczyć, ale też znacznie sprawniej rozróżniam zagrożenia i przeszkody.

Nauczysz się walczyć

Mężczyźnie można wybaczyć wiele: chłód, obojętność, lekceważenie. Można też jakoś żyć ze zdradą. Ale kiedy stawką są dzieci, odzywa się w Tobie lwica. Choćbyś była nie wiem jak bardzo ugodowa i potulna, w tym jednym obszarze nie odpuścisz. Czasem potrzeba lat i serii nieprzyjemnych zdarzeń, aby obudził się w Tobie demon, ale uwierz mi – on drzemie w każdej z nas. Gdy druga strona przekroczy pewną granicę, zaczniesz twardo walczyć o prawa swoje i swojego potomstwa. Nagle okaże się, że Ty także potrafisz być niemiła, że nie dasz sobie w kaszę dmuchać. Opanujesz trudną sztukę oceniania sytuacji. Przed każdym ruchem będziesz kładła na szale słabe i mocne strony, wszystkie za i przeciw. Swoje grzeszki i niedoskonałości będziesz przykładać do przewinień drugiej strony, by przekonać się, kto może więcej stracić w danej partii. I najtrudniejsze: nauczysz się poddawać figury. Musisz mieć świadomość, że z tej potyczki każde z Was wyjdzie poharatane. Bo żadne z Was nie jest święte.

Przed nieznanym trybunałem

Przestaniesz trząść się na samą myśl o wymiarze sprawiedliwości. Na pierwszej rozprawie oczywiście nogi są jak z waty, na kolejne chodzisz już coraz spokojniejsza: wiesz, jak to wygląda i czego należy się spodziewać. Zaczynasz rozumieć mechanizm. Do dziś pamiętam dzień, kiedy były mąż zagroził, że odbierze mi dziecko.  Byłam sparaliżowana strachem. Skręcało mnie na samą myśl o tym, że napisze cokolwiek do sądu. A potem trafiłam pod skrzydła mądrej kancelarii, w której usłyszałam stoickie: „To niech pisze. A my mu odpiszemy”. To było jak balsam. Napisał. Odpisaliśmy. A potem jeszcze raz. I jeszcze. Normalna kolej rzeczy – myślę dzisiaj. Inny przykład: rok temu nie byłam w stanie wyobrazić sobie wizyty kuratora sądowego w moim domu. Bałam się, że najpierw przejdzie się po sąsiadach, którym moje dziecko nie zawsze mówi „dzień dobry”, a potem urządzi u mnie test białej rękawiczki. W praktyce spotkanie (niezapowiedziane!) okazało się bardzo  miłe i neutralne. Wiele mnie nauczyło i umocniło we mnie poczucie, że moje racje są całkiem zasadne. Być może podobnie jak ja będziesz miała momenty, kiedy zaczniesz wierzyć, że istnieje coś takiego jak prawo matki. Że to, iż wydałaś dziecko na świat wcześniej przez dziewięć miesięcy nosząc je pod sercem, a później karmiłaś własną piersią, tuliłaś do snu, zarywałaś noce, ocierałaś łzy, tłumaczyłaś świat i intuicyjnie, a więc zazwyczaj bezbłędnie, diagnozowałaś potrzeby, ma duże znaczenie. Większe niż to, ile zarabiasz. Jak często jesteś zmęczona. Że czasem krzyczysz. I że zdarzało Ci się robić głupoty w ramach odreagowania frustracji. Może gdzieś na końcu tej drogi każda z nas uwierzy w sprawiedliwość?

Zmienisz podejście do związków

Stracisz cierpliwość do przyszłych partnerów lub potencjalnych kandydatów. Na szczęście dla Ciebie, dla nich – niestety. Nic tak nie uświadamia repertuaru cech, których nie jesteś w stanie zdzierżyć u mężczyzny, jak nieudane małżeństwo. Z niedowierzaniem będziesz wspominała lata, kiedy potrafiłaś wiele u płci przeciwnej zaakceptować, łudząc się, że on(a) kiedyś się zmieni lub jakoś to będzie. Ale od teraz koniec. Zero lub jeden. Jest lub nie ma. A jak nie ma to „żegnaj”! W kolejnych relacjach będziesz jasno mówiła, czego oczekujesz. Będziesz twarda, harda i zdecydowana. Zaczniesz cenić swój czas. I często będziesz wracała do zasłyszanej gdzieś frazy : „to, jak bardzo mężczyzna kocha kobietę, można poznać po tym, czy potrafi pokochać nie swoje dziecko”.

 

 

Poważna optymistka, będąca gdzieś w pół drogi między trzydziestką a czterdziestką. Matka dwóch nieziemsko wspaniałych córek. Zmęczona czytaniem lukrowanych blogów o radosnym macierzyństwie.

Close