Czy leci z nami prawnik?

Wielu z Was zapewne zastanawia się, czy do rozwodu konieczne jest angażowanie prawnika. Odpowiadam: nie jest. I jestem tego  najlepszym przykładem  (biorąc jednak poprawkę na fakt, że rozwodziłam się właśnie z mecenasem. Mój były mąż przygotował zwięzły pozew rozwodowy i poprosił mnie jedynie, abym to ja go złożyła. Przed rozprawą poinstruował mnie, co mam mówić, aby nie rozciągać wydarzenia na dwie rozprawy ( „Jakby co to jesteśmy zgodni, w sprawie alimentów także!”).  I skończyło się na jednej wizycie w sądzie.

Czy uważam, że z pomocy prawnej należy w sytuacji rozwodu skorzystać? Tak, tak i jeszcze raz tak. W wyroku rozwodowym pojawia się wiele ważnych zapisów – jeśli macie dzieci, będziecie się do sformułowań tych wielokrotnie w przyszłości odwoływać, więc powinny one być precyzyjne. Rozstanie generuje zazwyczaj przynajmniej dla jednej ze stron dodatkowe wydatki: ktoś musi się przeprowadzić, ktoś bierze pralkę, ktoś telewizor, auta na pół przeciąć się nie da, a opieka dzielona nad przedmiotami nie wchodzi w grę… Mam wielu znajomych, którzy uważali, że obsługa prawna to w tym kontekście zbędny wydatek. Przecież sąd oceni sprawiedliwie. I zawsze post factum co najmniej jedno z nich żałowało, że nie wysupłało kilku zaskórniaków choćby na konsultację.

Czy żałuję, że na okoliczność rozwodu nie poprosiłam o pomoc kancelarii? Żałuję. Na pewno na dzień dobry usłyszałabym, że przy zarobkach mojego byłego już męża nasze ustalenia w sprawie wysokości (a w zasadzie: niskości) alimentów są śmieszne i że nie powinnam tego akceptować. W dalszej kolejności dowiedziałabym się zapewne, że nie muszę się zgadzać na wszystko tylko dlatego, że były mąż straszy mnie łańcuchem rozpraw,  na które będę musiała przylatywać z drugiego końca Europy w środku tygodnia z dzieckiem pod pachą. Sąd przesłuchuje strony na pierwszej rozprawie, resztą zajmuje się reprezentujący adwokat. Usłyszałabym też być może, że pomysł byłego męża, aby na rozprawie rozwodowej nie pokazywać broń boże zaświadczeń o dochodach, nie jest najszczęśliwszy. I że straszenie mnie, że zablokuje mój powrót z dzieckiem do Anglii, gdzie miałam dobrą pracę, a dziecko naturalne środowisko, w którym dorastało przez cztery z pięciu lat swego życia,  można obejść składając odpowiedni wniosek do sądu rodzinnego.

Ale ja się bałam: procedury, batalii o dziecko, pytań znajomych, spojrzeń rodziny. Poza tym wierzyłam, że rozwodząc się kulturalnie na zawsze zostaniemy takimi jakby przyjaciółmi – chociażby dla dobra dziecka. Naiwna.

 

Chcesz wiedzieć ile kosztuje obsługa prawna? Będzie o tym szczegółowo w jednym z kolejnych wpisów. W ogólnikach zaś tutaj

Poważna optymistka, będąca gdzieś w pół drogi między trzydziestką a czterdziestką. Matka dwóch nieziemsko wspaniałych córek. Zmęczona czytaniem lukrowanych blogów o radosnym macierzyństwie.

Close