Alimenty na dziecko – 5 mitów

Rozmawiając ze znajomymi, czytając wpisy na forach i słuchając przypadkowych rozmów odnoszę wrażenie, że sporo niedomówień narosło wokół tematu świadczeń alimentacyjnych. Dlatego w dzisiejszym wpisie postanowiłam rozprawić się z najpowszechniejszymi mitami.

 

Mit 1: wysokość świadczeń na dziecko ustala się proporcjonalnie do zarobków osiąganych przez każdego z rodziców.

Przykład: Anna po dekadzie małżeństwa postanowiła odejść od męża i ojca dwojga dzieci. Mąż zarabia sporo, bo ok. 10 tys. zł miesięcznie. Anna jest więc spokojna. Ma zamiar zażądać po 2 tys. zł alimentów na każde z dzieci. Wierzy, że za te pieniądze zarówno maluchy jak i ona będą mogły spokojnie żyć.

Im więcej zarabia ojciec dziecka, tym więcej będzie płacił? Nieprawda. Wysokość świadczenia alimentacyjnego sąd wyznacza biorąc pod uwagę realne i udokumentowane koszty utrzymania dziecka oraz zaangażowanie obojga rodziców w proces wychowania (z mojego doświadczenia wynika, że w nieco mniejszym stopniu). Jak wygląda to w praktyce: najpierw ustala się ile kosztuje miesięczne utrzymanie dziecka. Wszystkie wydatki należy udokumentować, przedstawiając rachunki, faktury, paragony, potwierdzenia przelewów, kopie biletów itp. Uzyskaną w ten sposób kwotę dzieli się pomiędzy rodziców. I niekoniecznie jest to fifty-fifty, gdyż w wyznaczaniu proporcji duże znaczenia ma to, kto i ile czasu spędza z dzieckiem. Na rodzicu widującym swoją pociechę przez dwa weekendy w miesiącu będzie spoczywał wyższy obowiązek alimentacyjny niż na tym, który wychowuje dziecko na co dzień.  Teoretycznie może się więc zdarzyć, że osoba zarabiająca 10 000 PLN netto będzie łożyła na utrzymanie dziecka 400 zł.

 

Mit 2: aby uzyskać wyższe alimenty wystarczy „nakręcić” koszty utrzymania dziecka przedstawiając w sądzie rachunki (np. za ubrania i zabawki) podrzucone przez koleżanki i rodzinę.

 

Przykład: Rafał samotnie wychowuje dziesięcioletnią córkę. Wie, że była żona zmieniła pracę na lepiej płatną, więc chciałby wystąpić o podwyższenie alimentów. Od ostatniej rozprawy alimentacyjnej nie minęły jednak nawet dwa lata i koszty utrzymania dziewczynki raczej nie zmieniły się. Rafał postanowił więc, że załączy do pozwu paragony kasowe na zakup markowych ubrań, butów i sprzętu komputerowego, dostarczone przez dobrze usytuowanego szwagra.

Raczej nie przejdzie. Sąd ustalając koszty utrzymania dziecka kieruje się tzw. zasadą doświadczenia życiowego. W konkretnym przypadku Rafała oznacza to, że w pierwszej kolejności zainteresuje się, dlaczego koszty utrzymania dziecka nagle znacząco wzrosły. Następnie ustali, w jaki sposób ojciec do tej pory finansował „zachcianki” potwierdzone załączonymi rachunkami. W dalszej kolejności najprawdopodobniej będzie chciał przesłuchać drugiego rodzica, który oczywiście zezna, że nigdy nie widział u córki np. sprzętu oznaczonego logotypem nadgryzionego jabłka. A na samym końcu najprawdopodobniej uzna, że nawet jeśli wydatki takie były ponoszone, to nie są one zgodne z wspomnianą zasadą doświadczenia życiowego. Bo sędzia też człowiek. Swoje widział. I wie, że jeśli miesiąc przed złożeniem pozwu rodzic nagle na potęgę inwestuje w dziecko, to jest to lekko podejrzane i trzeba się uważnie przyjrzeć, skąd pochodzą wszystkie rachunki  i jaki rozmiar miało kupowane za pół pensji obuwie. Oraz czy wydatek ten był rzeczywiście niezbędny. W prawodawstwie nazywa się to „usprawiedliwione potrzeby dziecka”, które w tym wypadku sąd zapewne uzna za nieusprawiedliwione.

Przy okazji warto pamiętać, że koszt utrzymania dziecka to nie tylko wydatki na odzież czy jedzenie, ale także partycypacja w czynszu, kosztach ubezpieczenia mieszkania, opłatach itp.

 

Mit 3: aby uchylić się od płacenia wysokich alimentów wystarczy wykazać zarobki bliskie/równe zeru.

Przykład: Seba jest budowlańcem. Rozstaje się właśnie z żoną, z którą ma roczne dziecko. Ma też już pewne plany na przyszłość i dlatego woli odkładać pieniądze na szalone wakacje niż dokładać się do utrzymania malucha. Za radą kolegów zwalnia się z pracy i deklaruje w sądzie, że żyje wyłącznie z zasiłku dla bezrobotnych. Uniknie w ten sposób alimentów?

Nie jest to takie proste! Sądy, powołując się na wspomnianą zasadę doświadczenia życiowego, oceniają możliwości zarobkowe rodziców nie tylko w oparciu o wykazywane przez nich dochody, ale także „zarobki i dochody, które osoba zobowiązana do alimentacji może i powinna uzyskiwać przy dołożeniu należytej staranności i przestrzeganiu zasad prawidłowej gospodarki oraz stosownie do swoich sił umysłowych i fizycznych”. Mówiąc prościej: w toku postępowania alimentacyjnego sąd bada, jakie wynagrodzenie możemy uzyskać przy naszym wykształceniu i doświadczeniu. W jaki sposób odbywa się owo ustalanie? Czasem wystarczą dane statystyczne lub kilka ofert pracy. Nierzadko sądy zwracają się o pomoc do Urzędów Pracy, które w odpowiedzi przesyłają oferty wynagrodzeń dla osób spełniających dane kryteria.

Jeżeli więc Seba nie wykaże, że jest niezdolny do pracy, sąd będzie go traktował jako osobę osiągającą średnie zarobki w regionie w branży budowlanej.

 

Mit 4: występując o podwyższenie alimentów trzeba wybrać dobry moment! Najlepsze miesiące to wrzesień – bo jest wtedy sporo wydatków szkolnych, które można udokumentować – oraz grudzień, kiedy to wydajemy fortunę na przygotowanie Świąt i prezenty.

Nieprawda. Wydatki, które będziemy musieli udokumentować w sądzie, możemy podzielić na dwie grupy, a mianowicie na takie, które ponosimy cyklicznie (np. czynsz za mieszkanie, rachunki za energię elektryczną) oraz na te, które pojawiają się okazjonalnie. Do tej ostatniej grupy zaliczymy zakup wyprawki szkolnej czy wyjazd na wakacje. W ich przypadku sąd dzieli deklarowany (i udokumentowany) wydatek przez 12 (tj. liczbę miesięcy w roku) i dopiero uzyskaną kwotę wlicza do miesięcznego kosztu utrzymania. Tak więc nie ma większego znaczenia, czy pozew o podwyższenie alimentów zostanie złożony latem czy zimą.

 

Mit 5: jeśli znajoma otrzymuje na córkę, będącą w identycznym wieku jak moja, alimenty w wysokości 700 zł miesięcznie, to zapewne i ja dostanę podobną kwotę.

Nic bardziej mylnego. Jak już wynika z powyższych ustaleń, na wysokość świadczenia alimentacyjnego składa się szereg zmiennych. Obok wspomnianych kilkukrotnie wcześniej, takich jak zarobki rodziców i ich zaangażowanie w wychowanie dziecka, podkreślić należy po raz kolejny rolę udokumentowanych kosztów utrzymania. Jeśli alimenty są orzekane w tym samym postępowaniu co rozwód, sąd będzie dążył do tego, aby poziom życia dziecka nie uległ obniżeniu w związku z rozstaniem rodziców. W każdym zaś przypadku ważne będzie to, jak mieszkają i spędzają czas wolny rodzice, gdyż zgodnie z prawem „małoletnie dzieci mają w zasadzie prawo do utrzymania na takim samym poziomie, na jakim żyją rodzice, wobec czego stopa życia rodziców jest jednym z podstawowych czynników decydujących o wysokości należnych tym dzieciom alimentów”.

 

I tu dochodzimy do sedna. W każdym postępowaniu alimentacyjnym ochroną nie jest objęty interes i wygoda któregokolwiek z rodziców, lecz DOBRO DZIECKA.

Poważna optymistka, będąca gdzieś w pół drogi między trzydziestką a czterdziestką. Matka dwóch nieziemsko wspaniałych córek. Zmęczona czytaniem lukrowanych blogów o radosnym macierzyństwie.

Close